Essen. Cześć 2

Light of Dragons (Sun Core Games)

Na Essen mam taką zasadę, że obiecuję sobie zakup w ciemno. Po prostu kupuje taki tytuł, który wpadnie mi w oko i o którym niczego nie wiem. Tym razem padło na trochę więcej niż jedną grę, a Wam przedstawię: Light of Dragons. Cena gry jest wysoka, a duże pudło, choć ładne, zieje pustką. Ale za to prócz podmuchu wiatru, kilku drewnianych znaczników i instrukcji znalazłem w środku dwa zestawy przepięknych dużych i ciężkich kostek wraz ze śliczną planszą. Na tę chwilę zagrałem tylko raz i od razu posmakowało. Mechanika gry jest prosta – to takie szachy na sterydach. Rozgrywka daje wiele możliwości w przepychaniu i „szachowaniu” przeciwnika. Cel jest prosty. Dzięki sześciu kreaturom (kostkom) przeciwnicy stają do walki o…  10 punktów. W grze mamy standardowe akcje, takie jak: ruch, atak, poniesienie poziomu kreatury i czar. Gdy atakujemy przesuwamy swoją kreaturę na pole z wrogą i słabszą kreaturą przeciwnika. Gdy atak nam się powiedzie otrzymujemy punkty. Pokonana kreatura ląduje na wygnaniu, a zwycięzca pojedynku otrzymuje punkty – suma poziomu wrogiej kreatury i miejsca, w którym się znajdowała.  Taki sposób przydzielania punktów wymusza na graczach planowanie. Tutaj nie wygrasz biegnąc do przodu na ślepo i zapominając o defensywie. Sama akcja podniesienia poziomu kreatury jest jeszcze prostsza – przestawiamy po prostu jedną ze ścianek kostek. Kolejny potencjał naszych stworzeń, który możemy wykorzystać w planowanym ataku, a który przeciwnik powinien postarać się przewidzieć. Do tego dochodzą jeszcze czary i specjalne zdolności niektórych z kreatur. A od głównych zasad są oczywiście odstępstwa. Są kreatury, które sprawdzą się w defensywie albo ofensywie. Są też magiczne spryciule. W prostocie reguł i sposobie punktowania tkwi potencjał tej gry. To wszystko jest zapowiedzą ciekawych rozgrywek.

 

Pionner Days (TMG)

Gra przeznaczona jest dla 2-4 graczy. Jak na takie okazałe pudło i jego zawartość rozgrywka toczy się szybko. W dwie osoby trzecią partię rozegraliśmy w niecałe 40 minut. Gra została przepięknie zilustrowana i wykonana. Postaci na kartach są przepiękne, krówki z drewna idealnie przycięte:) Podczas rozgrywki turlamy też wyjątkowe kostki. Instrukcja to zaledwie 8 stron formatu A4. Wystarczy raz przeczytać, żeby potem już do niej nie wracać. Wszystko jest jasne i intuicyjne  – przynajmniej tak nam się wydaje do tej pory:)

Jako pionierzy musicie przetrwać w nieprzyjaznej dzikiej Ameryce. Trochę to przypomina mormoński szlak z drugiej połowy XIX wieku. Nie ma tu przemocy, jest za to uświęcona jakąś niewidzialną ręką wędrówka. Musicie zadbać o waszych ludzi i zapobiec chorobą, uchronić bydło przed zarazą, zabezpieczyć taszczony na wozach dobytek przed napadem i niepogodą. Trzeba zadbać także o same wozy. Mechanika świetnie się zazębia z klimatem gry. Podczas miesięcznej wędrówki będziecie oczywiście się bogacić – wydobywać złoto, powiększać stado bydła, które podczas odpoczynku w przydrożnych miastach będziecie sprzedawać. Dzięki bydłu i złotu zyskacie potrzebne punkty, by wygrać na koniec gry. To raczej lekki tytuł rodzinny, ale myślę, że cześć doświadczonych graczy też będzie czerpać się z Dnia Pionierów ogromną przyjemność – gwarantuje to krótki czas rozgrywki, zazębienie mechaniki z klimatem XIX dzikiego zachodu i wykonanie samej gry.

Space Race (Boardcubator)

Jak sama nazwa wskazuje to gra o wyścigu w kosmosie między mocarstwami. Akcja gry osadzona jest w latach 60-tych. Grałem w demo wyposażone w dodatek pozwalający na grę w pięć osób. Wydaje się, że ta karcianka daje ogrom możliwości. W podstawce mamy około 150 kart. Karty kontroli: propagandy, technologi, programu kosmicznego i przełomu pozwalają nam zaplanować swój ruch i przydzielić karty wyścigu, aby na przykład zwiększyć zakres swojej propagandy albo wzbogacić swoją technologię. To oczywiście sprawia, że w kolejnych rundach stajemy się silniejsi, możemy inwestować w kolejne karty. Mamy tutaj ciekawy draft, jest zarządzanie ręką, programujemy oczywiście swoje akcje. Każda z frakcji jest inna. I tak dla przykładu – Chiny stawiają na propagandę, a USA (jeśli dobrze pamiętam) na technologię. Gra jest przepięknie ilustrowana, myślę, że też ze względu na to przyciągała wielu graczy do stołu w Essen i będzie zachęcać do zakupu w przyszłości. Minusem jest cena, nieco wygórowana ze względu na duże pudełko z insertem i znacznik pierwszego gracza.

Essen 2017. Część 1

Targi SPIEL …

…to dla graczy pielgrzymka. W tym roku świątynia w Essen powiększyła się o kolejne hale. Doszła Hala 8, a hale 6 i 7 były całkowicie zapełnione. W praktyce oznaczało to więcej wystawców (ponad 1100), więcej gości, ale i więcej miejsca dla wszystkich. Względem poprzedniego roku odczuwałem na halach 6-8 więcej przestrzeni nawet w weekend. Weekendowy Niemiec przyjeżdża do Essen na dzień, dwa… stąd ogranicza swoją peregrynacje do głównych hal. Tam dominują dobrze znani wystawcy, wielkie stoiska i reklamy, a w tych dalszych halach wiadomo – swoje gry prezentowali mniejsi wystawcy, ale można było się natknąć także na prototypy poupychane między stoiska z komiksami, książkami i gadżetami.

Oczywiście warto było odwiedzić każdą z hal,  ale wiadomo, że nawet cztery dni podczas targów to za mało, aby wszystko ograć albo choćby przyjrzeć się każdej grze dokładniej. Zazwyczaj jest też tak, że cześć z gości zakupy ma już zaplanowane albo dokonali zakupu w przedsprzedaży. Ci grzecznie ustawiają się w kolejce, by postać chwilkę i odebrać upragnioną grę, by potem spokojnie nacieszyć się nowością w zaciszu domowym, a czas na targach wykorzystać, by  gonić między stoiskami za jakąś okazją, wypatrywać czegoś nowego…

W kilku odsłonach przedstawię Wam krótko, co zobaczyłem, w co udało mi się zagrać, ale przedstawię Wam również te gry, które rozłożyłem już po targach w domu. O tych grach będzie dużo obszerniej. Przy tej okazji dziękuję przede wszystkim Marcinowi i Tycjanowi za współpracę przy okazji mojego wyjazdu na targi:)

Nemesis.

Przygodowy survival horror, którego autorem jest Adam Kwapiński. Mieliśmy to szczęście, że właśnie Adam zaprezentował nam demo gry. Krok po kroczku, bez bólu zostaliśmy wciągnięci na pokład ogromnego statku kosmicznego z mnóstwem wąskich korytarzy i klaustrofobicznych pomieszczeń. Każdy z graczy wcielił się w członka załogi, otrzymał swoją tożsamość, ekwipunek i ukrytą kartę celu. I każdy miał plan… Ale już po chwili, wciągnięty w wir wydarzeń, wiedziałem, że jedyny plan, którego będę się trzymał do końca gry to przeżyć! Zresztą cała załoga miała ten sam cel, ale każdy z nas chciał to zrobić na inny sposób. Proste i genialne. Już po rozegraniu kilku akcji widać było, że Nemesis to gra blefu z ukrytymi celami, w których kooperacja jest z doskoku albo zadziała wtedy, jak komuś naprawdę zaufasz. Sytuacja na statku zmienia się ustawicznie, – płoną pomieszczenia, po korytarzach rozlega się złowróżbny łomot, a monstra z każdą chwilą rosną w siłę i osaczają cię na każdym kroku. Klimat filmu „Alien” wylewa się z korytarzy, kart przygód i pomieszczeń. Cudownie! W skrócie: bawiłem się świetnie i nie będę wróżbitą, kiedy przyznam, że przewiduję ogromny sukces tej gry na platformie kickstarter.

Feudum.

Również w tym przypadku mieliśmy ogromną przyjemność, że rozgrywkę tłumaczył nam autor gry Mark Swanson. Mark za rączkę poprowadził nas przez rozległe pola, lasy i góry swojej bardzooooooo…. rozległej krainy. W tej grze jest wszystko: budowanie, handel, podbój, podróż… Ale tak czy inaczej jest to worker placement, choć z urzekającą i niepowtarzalną grafiką. Klimat wylewa się wprost z planszy. To takie medival fantasy. To „medival” widać w mechanice, gdzie możemy kogoś nie tylko podbić, ale sprawić, że zostanie naszym wasalem. Właśnie to w tej grze szczególnie przyciągnęło moją uwagę – podbój i kontrolowanie obszaru i odpowiednia dawka negatywnej interakcji. Każdy z graczy ma też własny cel do zrealizowania, każdy – o ile dobrze pamiętam – rozpoczyna grę z innym zestawem kart akcji i celu. Po rozegraniu demo niestety nie jest w stanie powiedzieć, czy gra urzeknie każdego. Ale na pewno trzeba spróbować. Polecam.

Fallout

Modularna plansza, zarządzanie ręką… O mechanice się nie wypowiem, bo nie miałem okazji zagrać. Natomiast graficznie gra prezentuje się tylko „nieźle”. Oczywiście i tak kupię:), ale tak, jak w przypadku Feudum gra na żywo wyglądała jeszcze lepiej niż w mediach, tak w przypadku Fallout jest  tylko „poprawnie”.

Kolejna krótka odsłona już niedługo.

 

Wszystkie fot: Łukasz Stanczewski